kadr z filmu „The Flaw" Davida Singtona
Jedni kochają sporty ekstremalne, inni lubią czytać
prawicową publicystykę dla beki. Mnie osobiście* o dreszczyk emocji przyprawiają teksty oraz
filmy o przyczynach, przebiegu i przewidywanym dalszym ciągu globalnego
kryzysu. Najciekawsze w tym kontekście są dla mnie skutki oddziaływania
mechanizmów rynkowych na przestrzeń. W jakiś (zapewne niezbyt zdrowy) sposób fascynują
mnie obrazy tych wszystkich rozlewających się po horyzont martwych przedmieść, pustych
budynków, niedokończonych i porzuconych inwestycji, kurczących się w wyniku
demograficznej czy ekonomicznej zapaści miast-widm itp.
Parę tygodni temu portal iplex.pl w ramach współpracy z
festiwalem Human Doc udostępnił film Davida Singtona „The Flaw” (2011). Obejrzałam go coś ze trzy
razy pod rząd i znowu ostatnio miałam ochotę do niego wrócić, ale, niestety,
iplex już go nie pokazuje. Chyba odżałuję kilkadziesiąt PLN i zakupię go sobie
pod choinkę. W polskiej wersji film nosił tytuł, o ile mnie pamięć nie myli,
„Wadliwy system”. („The Flaw” znaczy „rysa” -
być może dystrybutor nie chciał, żeby dokument Singtona komuś się
pomylił z polskim filmem „Rysa” autorstwa Michała Rosy). Oryginalny tytuł
został zaczerpnięty z przesłuchania Alana Greenspana przed amerykańskim
Kongresem. Kiedy demokratyczny kongresmen Henry Waxman pyta: „Panie Greenspan, czy
pan się pomylił?”, skonsternowany guru
wolnorynkowej ekonomii odpowiada: „Znalazłem rysę w modelu definiującym
działanie świata. Zaszokowało mnie to”.
„The Flaw” tłumaczy jak doszło do pęknięcia bańki na rynku
nieruchomości w USA, przechodząc przez kolejne fazy rozwoju kapitalizmu w Stanach
– począwszy od państwowego interwencjonizmu (New Deal i okres powojenny),
poprzez kolejne deregulacje rynków rozpoczęte w latach 80., na ich
konsekwencjach w 2008 roku skończywszy. Porywającą opowieść Singtona o
brutalnym przebudzeniu się z amerykańskiego snu budują znakomicie skompilowane
ze sobą elementy: fachowe wypowiedzi gadających głów (eksperci
ekonomiczni, brokerzy, bankierzy), studia pojedynczych przypadków (pechowi
kredytobiorcy i ich historie, wśród nich dramat Eda Andrewsa - zadłużonego po
uszy byłego ekonomicznego korespondenta (!) „The New York Times”), przekomiczny
kolaż archiwalnych materiałów wizualnych (instruktażowe kreskówki i fragmenty
filmów z lat. 60) i przejmujące współczesne ujęcia pokryzysowego krajobrazu (przejęte
przez banki domy, puste wysokościowce w Miami). Najbardziej uderzający jest ton
lekkiego niedowierzanie, przebijający z wypowiedzi komentatorów i uczestników
kryzysowego dramatu – jak w ogóle mogło do tego dojść? Jak to się stało, że
wszyscy uwierzyli, że ceny domów będą rosły w nieskończoność? „Sześćset siedemdziesiąt
dziewięć tysięcy dolarów. Sześćset siedemdziesiąt dziewięć tysięcy dolarów” – jedna
z bohaterek filmu powtarza kwotę, która została jej do spłacenia, jakby nie
mogła w to uwierzyć. Wartość domu, na który zaciągnęła kredyt typu subprime, ma się oczywiście nijak do
wysokości długu.
Film Singtona wyjaśnia, co się stało. Pytanie, co dalej? Wielu
znajduje analogie pomiędzy obecnym kryzysem, a tym z lat 30. ubiegłego wieku. Takie
porównania nieuchronnie prowadzą do snucia raczej ponurych wizji przyszłości. Nie
ukrywam, że pod ich wpływem zdarza mi się, jako osobie o skłonnościach
histerycznych, popadać w pielęgnowanie własnego weltschmertzu. Ale może rację mają ci (oby naprawdę ją mieli!),
którzy mówią, że kryzys to szansa na zmianę. Mam głęboką nadzieję, że nie będziemy
kiedyś musieli oglądać kolejnego pasjonującego dokumentu o tym, jak została ona
zmarnowana.
*Dzisiejszy wpis w pierwszej osobie liczby pojedynczej oznacza, że
wypowiadam się, jako jedna z osób tworzących tego bloga. Kwestie nicków czy też
ewentualnego występowania z otwartą przyłbicą nie zostały jeszcze przez nas
rozstrzygnięte. Sytuacja jest rozwojowa. Ciąg dalszy nastąpi.