sobota, 15 grudnia 2012

Rysa



               kadr z filmu The Flaw" Davida Singtona

Jedni kochają sporty ekstremalne, inni lubią czytać prawicową publicystykę dla beki. Mnie osobiście* o dreszczyk emocji przyprawiają teksty oraz filmy o przyczynach, przebiegu i przewidywanym dalszym ciągu globalnego kryzysu. Najciekawsze w tym kontekście są dla mnie skutki oddziaływania mechanizmów rynkowych na przestrzeń. W jakiś (zapewne niezbyt zdrowy) sposób fascynują mnie obrazy tych wszystkich rozlewających się po horyzont martwych przedmieść, pustych budynków, niedokończonych i porzuconych inwestycji, kurczących się w wyniku demograficznej czy ekonomicznej zapaści miast-widm itp.

Parę tygodni temu portal iplex.pl w ramach współpracy z festiwalem Human Doc udostępnił film Davida Singtona  „The Flaw” (2011). Obejrzałam go coś ze trzy razy pod rząd i znowu ostatnio miałam ochotę do niego wrócić, ale, niestety, iplex już go nie pokazuje. Chyba odżałuję kilkadziesiąt PLN i zakupię go sobie pod choinkę. W polskiej wersji film nosił tytuł, o ile mnie pamięć nie myli, „Wadliwy system”. („The Flaw” znaczy „rysa” -  być może dystrybutor nie chciał, żeby dokument Singtona komuś się pomylił z polskim filmem „Rysa” autorstwa Michała Rosy). Oryginalny tytuł został zaczerpnięty z przesłuchania Alana Greenspana przed amerykańskim Kongresem. Kiedy demokratyczny kongresmen Henry Waxman pyta: „Panie Greenspan, czy pan się pomylił?”,  skonsternowany guru wolnorynkowej ekonomii odpowiada: „Znalazłem rysę w modelu definiującym działanie świata. Zaszokowało mnie to”. 

„The Flaw” tłumaczy jak doszło do pęknięcia bańki na rynku nieruchomości w USA, przechodząc przez kolejne fazy rozwoju kapitalizmu w Stanach – począwszy od państwowego interwencjonizmu (New Deal i okres powojenny), poprzez kolejne deregulacje rynków rozpoczęte w latach 80., na ich konsekwencjach w 2008 roku skończywszy. Porywającą opowieść Singtona o brutalnym przebudzeniu się z amerykańskiego snu budują znakomicie skompilowane ze sobą elementy: fachowe wypowiedzi gadających głów (eksperci ekonomiczni, brokerzy, bankierzy), studia pojedynczych przypadków (pechowi kredytobiorcy i ich historie, wśród nich dramat Eda Andrewsa - zadłużonego po uszy byłego ekonomicznego korespondenta (!) „The New York Times”), przekomiczny kolaż archiwalnych materiałów wizualnych (instruktażowe kreskówki i fragmenty filmów z lat. 60) i przejmujące współczesne ujęcia pokryzysowego krajobrazu (przejęte przez banki domy, puste wysokościowce w Miami). Najbardziej uderzający jest ton lekkiego niedowierzanie, przebijający z wypowiedzi komentatorów i uczestników kryzysowego dramatu – jak w ogóle mogło do tego dojść? Jak to się stało, że wszyscy uwierzyli, że ceny domów będą rosły w nieskończoność? „Sześćset siedemdziesiąt dziewięć tysięcy dolarów. Sześćset siedemdziesiąt dziewięć tysięcy dolarów” – jedna z bohaterek filmu powtarza kwotę, która została jej do spłacenia, jakby nie mogła w to uwierzyć. Wartość domu, na który zaciągnęła kredyt typu subprime, ma się oczywiście nijak do wysokości długu.

Film Singtona wyjaśnia, co się stało. Pytanie, co dalej? Wielu znajduje analogie pomiędzy obecnym kryzysem, a tym z lat 30. ubiegłego wieku. Takie porównania nieuchronnie prowadzą do snucia raczej ponurych wizji przyszłości. Nie ukrywam, że pod ich wpływem zdarza mi się, jako osobie o skłonnościach histerycznych, popadać w pielęgnowanie własnego weltschmertzu. Ale może rację mają ci (oby naprawdę ją mieli!), którzy mówią, że kryzys to szansa na zmianę. Mam głęboką nadzieję, że nie będziemy kiedyś musieli oglądać kolejnego pasjonującego dokumentu o tym, jak została ona zmarnowana.


*Dzisiejszy wpis w pierwszej osobie liczby pojedynczej oznacza, że wypowiadam się, jako jedna z osób tworzących tego bloga. Kwestie nicków czy też ewentualnego występowania z otwartą przyłbicą nie zostały jeszcze przez nas rozstrzygnięte. Sytuacja jest rozwojowa. Ciąg dalszy nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz